21 stycznia 1818 r. Niemiecki romantyczny malarz Caspar David Friedrich zaskoczył wszystkich. Już w podeszłym wieku i samotny, czując się sam na sam z naturą, zwykle wycofany, nawet ostry, i tylko w towarzystwie najbliższych przyjaciół, który stał się zaraźliwy i serdeczny, niespodziewanie poślubił Caroline Bommer. „Ile zmieniło się w moim życiu, kiedy przeniosłem się z” ja „do” my „! – zawołał Frederick w jednym ze swoich listów:” Mój stary, prosty dom stał się całkowicie nie do poznania, czysty i wygodny, i nie mogę się nim cieszyć. ” Zmieniono nie tylko dom. Zawsze wesoła Karolina, której nikt nie widział w złym humorze, zaskakująco potrafiła uspokoić porywczego i porywczego artystę. Szczęście w miłości przyniosło szczęście i kreatywność: rok 1818 był jednym z najbardziej owocnych w życiu Fryderyka.
Lekki statek żagle na morzu. Mężczyzna i kobieta usadowili się na jego nosie, trzymają się za ręce, a ich oczy są skupione na horyzoncie, gdzie już pojawiły się wieże i domy miasta. Obraz ten został namalowany tuż po podróży poślubnej małżonków Fryderyka na wyspę Rugen na Morzu Bałtyckim, którą tak kochał artysta. A ponieważ jest uważany za najrzadszy przypadek jego pracy, odzwierciedlający konkretne wydarzenie, a na figurach widzą romantyczne portrety Fryderyka i Caroline.
Jest to częściowo prawda, ale tylko częściowo. Przecież Fryderyk nigdy „torturował” widza przez dokładne kopiowanie natury: ten, kto ośmiela się to zrobić „przybiera rolę Stwórcy, ale w rzeczywistości jest tylko głupcem”. Zawsze malował to, co zostało objawione jego wewnętrznemu oku, starał się przekazać głębokie i silne uczucia, które zrodziły się w jego sercu, które odczuwały obecność Boga we wszystkim. „Spróbuj zamknąć swój fizyczny wzrok”, napisał do jednego ze studentów: „przede wszystkim, aby zobaczyć przyszły obraz duchowym okiem, a następnie oświetlić go wewnętrznym światłem, które pomoże ci zobaczyć w ciemności i oddzielić istotę podmiotu od jego zewnętrznych przejawów.” święty przestrzegał tej zasady.
Fryderyk uwielbiał górskie szczyty i jedli, burze śnieżne i burze, ale przede wszystkim morze i statki… A te obrazy, widziane przez duchowe spojrzenie artysty, odradzane na płótnie dzięki jego naturalistycznemu sposobowi i mówieniu o relacji między duszą a Bogiem, nie pojmują do końca tylko fizycznymi oczami. Kompozycja obrazu „Na żaglówce” jest niespodziewana na początku XIX wieku: dolna krawędź płótna przecina pokład i wydaje się, że znajdujemy się na żaglówce, a nawet wyczuwamy jego ruch – dzięki lekkiemu rolkowi masztu. Frederick przyciąga niemal wszystkich swoich bohaterów od tyłu – i zaprasza widza, by zajął ich miejsce. Kontemplatorzy w swoich obrazach zawsze są naszymi sobowtórami, to zawsze my sami. Ale tylne inscenizowanie postaci znaku jest nie tylko tym, że gdyby postać była zwrócona ku nam, musielibyśmy to rozważyć – piękne, nie piękne, to, co mamy na sobie,
Kobieta i mężczyzna nie patrzą na siebie, – zjednoczeni miłością, patrzą w tym samym kierunku. Kontury miasta pojawiły się właśnie we mgle świtu. Nie jest to również przypadek: „Teren jest spowity mgłą,” napisał kiedyś Frederick, „wydaje się szerszy, bardziej wywyższony, wyostrza wyobraźnię, oczekujemy czegoś” Zakochany w myślach, nadziejach i marzeniach, już w tym mieście – w życiu, które czekanie i to dopiero początek. Razem z nimi kierujemy wzrok na piękne miasto na horyzoncie i czekamy na początek nowego etapu w naszym przeznaczeniu… Swietłana Obuchowa.